Renata Salata większość swojego życia zawodowego związana była z korporacjami finansowymi. Jednak trzy lata temu dokonała znaczącej zmiany kierunku swojej kariery i dołączyła do Twisto jako Chief of Growth. Mówi, że nigdy nie żałowała swojej decyzji, mimo że zrezygnowała z wielu korporacyjnych wygód. Jak wyglądała jej droga zawodowa? Dlaczego uważa, że sport może przygotować do życia zawodowego? I jak godzi pracę z wychowaniem dwóch córek?
Opowiesz nam o swojej karierze - jak zaczynałaś?
To jest pytanie o to, kiedy zaczynamy traktować pracę jako karierę. Jeśli spojrzę na to, jak na podróż - drogę, jaką przeszłam od samego początku do miejsca, w którym jestem teraz - za karierę mogę uznać moje zaangażowanie w sport . Trenowałam siatkówkę i to kariera sportowa była dla mnie najlepszym początkiem. Wiele wniosła do mojego życia, do sposobu, w jaki funkcjonuję w pracy i w zespole. Nauczyła mnie walczyć o rzeczy, w które wierzę i które chcę osiągnąć i pokazała, że, że świat nie kończy się, gdy przegrywam. Gdy patrzę na to bardziej odległej perspektywy, to wciąż widzę zespoły ludzi funkcjonujące w podobny sposób - obserwuję, czy jest tam zespół i czy ma on trenera. Patrzę, czy jest ktoś, kto dokądś zmierza, wyznacza kierunek, rozwija ludzi - czyli podobnie jak w sporcie. Jesteśmy jedną drużyną i razem dążymy do osiągnięcia celu.
Jak długo trenowałaś i jak przebiegała Twoja sportowa kariera?
Zaczęłam jako niespełna 9-latka, a skończyłam, gdy miałam około 23 lat. Grałam w trzeciej lidze, ale byliśmy blisko wejścia do drugiej. Dwa razy pojechałam nawet na obóz selekcyjny do kadry narodowej i tam dowiedziałam się, że jestem za niska. To było wielkie rozczarowanie dla dziewczynki, która miała wtedy jakieś 12/13 lat. Potrafiła grać, ale nie dostała się do najlepszych z najlepszych, nie dlatego, że nie miała umiejętności, ale dlatego, że nie była wystarczająco wysoka. Wybierali dziewczyny, które miały więcej niż 180 cm. Nie wiedziały, co zrobić z piłką, ale udało im się ze względu na wzrost. Było to dla mnie pierwsze rozczarowanie, które pokazało, że świat rządzi się innymi prawami, niż nam się wydaje i niż uważamy za oczywiste.
To musiało być trudne. To ciekawe, że nie poddałaś się i grałaś dalej.
Wiesz, co mi wtedy pomogło? Moi przyjaciele, którzy podtrzymywali mnie na duchu. Tworzyliśmy świetny zespół i razem dorastaliśmy. Mieliśmy wymagającego trenera, o którym teraz, gdy się spotykamy, zawsze dużo rozmawiamy. Mamy tysiące wspomnień związanych z jego osobą. Nadal, mimo że minęło już ponad 10 lat, mam gęsią skórkę, gdy go spotykam. Był dla nas autorytetem. Krzyczał na nas, ale też pchał nas do góry. Nigdy nie przekroczył granicy, ale był wymagający psychicznie. Ustanowił surowe zasady, a jeśli ktoś je złamał, musiał odejść. I w końcu tak się stało, odeszłam do innej drużyny. Byłam buntowniczką, która sprzeciwiła się jego metodom, poszłam do innej drużyny, ale nowy trener nie wyciągnął ze mnie już tego samego.
Jeśli spotykasz się z kimś po dziesięciu latach i nadal masz gęsią skórkę na jego widok, to prawdopodobnie nie jest to znak, że Wasza współpraca układała się idealnie. Jestem z siebie dumna, że odeszłam, że wybrałam coś, co mi odpowiadało na dłuższą metę. Kosztowało mnie to sporo nerwów i łez, ale w końcu wszystko się ułożyło.
Przeciwstawienie się czemuś jest zawsze wzmacniające.
I to także prowadzi Cię przez życie. Wiedziałam, że nie chcę już uprawiać sportu w takim samym stopniu, jak dotychczas, a wtedy już robiłam to dla zabawy i bezstresowo. Z biegiem czasu zaczęłam skupiać się na innych rzeczach. Zostałam delegatem w wieku 19 lat. Nie miałam doświadczenia, nie znałam języka, ale byłam odpowiedzialna za wiele osób na trasie.
Wygląda na to, że nie boisz się podejmować ryzyka.
Koniec końców bardzo niechętnie ryzykuje.
Ale z tego, co mówisz, nie wynika, że tak jest.
Nie lubię podejmować wielkiego ryzyka, jednak zdarzają się sytuacje, gdy co tak bardzo do mnie przemawia, że jestem tym podekscytowana i nie mam obaw przed “wejściem w to”. Szczerze mówiąc, praca Twisto była dla mnie dużym ryzykiem. Byłam jednak bardzo zmotywowana i ciekawa świata, dlatego powiedziałam sobie, że nie mam nic do stracenia.
A więc byłaś tak pewna swoich umiejętności, że zmiana otoczenia nie odgrywała aż tak dużej roli.
Zawsze chodzi o sposób myślenia, o to, jak się na coś nastawiamy. Kiedy po raz pierwszy pojechałam do Chorwacji jako delegat, mimo wszystko nie było to dla mnie zbyt ryzykowne. Znałam to środowisko, spędziłam tam z rodzicami swoje dzieciństwo, w pewnym stopniu było to zatem dla mnie bezpieczne miejsce.
Co motywuje Cię do podejmowania decyzji o zmianie pracy? Ciekawość?
Ciekawość i potrzeba, by nie żyć w nudzie, w rutynie, to coś, co zabija moją energię. Niektórzy nazywają to rozwojem, ja nazywam to ciągłą zmianą. Muszę widzieć, dokąd zmierzam i co chcę osiągnąć. Lubię zmieniać miejsca, ponieważ zmiana jest dla mnie kolejnym wyzwaniem, które dodaje mi energii, po prostu mam potrzebę ciągłego ulepszania czegoś i uczenia się nowych rzeczy.
Przejście do Twisto musiało wymagać wiele odwagi. Z tego, co wiem, osoby pracujące w tradycyjnych instytucjach finansowych, uważają startupy, fintechy za duże ryzyko z punktu widzenia kariery.
Byłam zdecydowana odejść z Providenta, psychicznie byłam gotowa na nowe wyzwanie - nie czułam już świeżości, nie miałam życiowego balansu, aby się naładować i miałam po prostu dość. Dostałam kilka innych propozycji pracy w tej firmie, ponieważ nie chcieli, abym odchodziła, ale odmówiłam.
Potem zaczęłam chodzić na rozmowy o pracę. Pierwszą z nich była inna instytucja finansowa i tam przekonałem się, że sposób myślenia był kalką, był przestarzały i nie prowadził mnie nigdzie w sensie realnym. Wtedy też poznałem Michala Šmídę i Lukasa Janouška. Ze spotkania z nimi wyszłam bardzo zdenerwowana. Kiedy mój mąż zapytał mnie, jak było, powiedziałam mu, że po raz pierwszy poczułam jakąś energię i że chociaż ci ludzie żyją w innym świecie niż ja, mam szansę ich zrozumieć. Tam było to "COŚ". I to był powód, dla którego zdecydowałam się przejść do Twisto. Nie przemawiało za tą decyzją żadne racjonalne uzasadnienie. Szczerze mówiąc, wiele poświęciłam, żeby się tam dostać.
Co poświęciłaś?
Wiele z mojego komfortu, a także warunków finansowych. Takie rzeczy sprawiają, że ludzie często siedzą w korporacjach. Masz samochód służbowy, stanowisko, wszyscy wiedzą, co jest co. A kiedy zaczęłam pracować w Twisto, nie było nic. Nawet taki drobiazg, jakim jest brak dużego biurka i pięciometrowej przestrzeni wokół siebie. To był ogromny krok poza moją strefę komfortu. Prawie wszyscy kiedyś mówili do mnie “Pani Dyrektor", a ja przyjeżdżałam tutaj, jeździłam w delegacje do Polski i spałam w schronisku.
A teraz? Jak się czujesz po trzech latach pracy w Twisto?
Nie zamieniłbym tego czasu na nic innego. Każda część mojej kariery dała mi coś innego. GE Bank, fantastyczny start, wspaniałe doświadczenie i ludzie. Provident dał mi również wielką szansę: jako młoda dziewczyna zarządzałam tam marketingiem całej firmy, która w tamtym czasie zarabiała ogromne pieniądze. Ale w Twisto znalazłam ludzi, którzy są dla mnie partnerami. Po raz pierwszy w pracy ufam ludziom w 100%. I to daje mi spokój ducha.
Jeśli chodzi o kobiety pracujące, to nadal mamy duże różnice w wynagrodzeniach, mówi się, że kobiety są mniej pewne siebie...
Niestety tak!
Czy istnieje na to jakiś rada?
Widzę to u siebie lub u dziewczyn, które uważam za menedżerów odnoszących sukcesy. Nie mamy wewnętrznej odwagi, nie potrafimy zadbać o siebie, ani kłamać - zawsze jesteśmy szczere. Musimy mieć pewność, że damy radę, bo nie zamierzamy zajmować się czymś, w czym nie mamy doświadczenia - nawet jeśli ostatecznie jesteśmy w stanie to zrobić. Dzieje się tak, bo boimy się tego, co powie otoczenie, czyli że nie jesteśmy wystarczająco przygotowane, wystarczająco dobre, że się nie nadajemy.
Zobacz, jak wychowywane są dzieci, jak wygląda ich rywalizacja. Jeśli chłopiec nie wygra, słyszy, że nie poradził sobie dobrze. Jeśli dziewczyna nie wygra, słyszy, że to nic takiego, że jest ok. Myślę, że sposób, w jaki patrzymy na sprawy od najmłodszych lat, sprawia, że tworzymy poglądy o kobietach. Chłopiec musi być odważny, wygrywać, z kolei dziewczynka nie musi odnosić sukcesów - przecież słyszy, że “fajnie, że chłopczyk był szybszy". To zostaje z nami. Realnie boimy się prosić o duże pieniądze. Nawet jeśli ich chcemy, mamy wewnętrzne poczucie, że musimy na nie zapracować. Mężczyźni mają zupełnie odwrotnie.
A więc jaka jest Twoja rada?
Najważniejsze jest, aby być tego świadomym. Same zrozumiemy, że pod pewnymi względami jesteśmy po prostu lepsze.
W jaki sposób?
Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi na myśl, jest empatia. Skupianie się na ludziach, na tym, jakie emocje są w powietrzu. Z jakiegoś powodu działy kadr są prowadzone głównie przez kobiety. To jest nasza siła. Potrafimy rozwiązywać sytuacje bez większych konfliktów, gdzieś tam nie mamy tego ego. Dlatego ważne jest, aby wiedzieć, że tak się dzieje, a następnie kontrolować to zjawisko.
Czasami potrzebujemy też mentora. Kobiety, która będzie nas popychać do przodu i dodawać pewności siebie.
Oprócz tego kobieta, która zachowuje się pewnie, zazwyczaj nie jest postrzegana pozytywnie. Jak widać, wszystko ma swoje plusy i minusy.
A jak Ty wychowujesz swoje córki? Czy starasz się wychowywać je w taki sposób, aby nie mówiły "to nic złego"?
Staram się nauczyć je walczyć, ale nie za wszelką cenę. Chcę, aby miały szansę doświadczyć sportu, który przygotuje ich do życia poprzez zwycięstwa i porażki, a także wzbudzi ambicję, by iść dalej. To jest ważne. Przełamywanie granic i stereotypów, ale nie za wszelką cenę, ponieważ długotrwałe pozostawanie w dyskomforcie nie działa dobrze. W pewnym stopniu dotyczy to także samej osobowości. Nie każdy z nas jest i musi być człowiekiem przełomu.